|
|
- Konkurs był bardzo wymagający. Codziennie mierzyliśmy sie z dwoma zadaniami, ktore polegały na odczytaniu stanu mierników, przekręceniu pokręteł i zaworów, odnalezieniu uszkodzonych urządzeń, czy przeprowadzeniu analizy ścian w poszukiwaniu szczelin, ubytków i rdzy. Zaczynaliśmy pracować o godz. 9., kiedy hale były otwierane. O godz. 22. miejsce zawodów było zamykane, więc póżniej kontynuowaliśmy prace w hotelu - opowiada Mateusz Kujawiński, lider drużyny Raptors.
Przez cztery dni trwały eliminacje, czyli 4 różne zadania, które każda drużyna wykonywała dwukrotnie. Następnie wyłoniono 4 najlepsze zespoły, które zmierzyły sie w finale. Drużyna Raptors była drugą drużyną, która awansowała.
- Finał to połączenie wcześniejszych zadań i kilka niespodzianek. Dodatkowo pojawiły się rury do przesunięcia oraz zagrodzone przejazdy i zamknięte pojemniki, które w pewnym momencie były otwierane, aby robot mógł podjąć próbę odnalezienia pracownika fabryki. Nasz start był powtarzany, ponieważ za pierwszym razem sędziowie błędnie przygotowali arenę. Ponad 12 minut straciliśmy na odkręcenie i ustawienie ciśnienia, podczas gdy docelowo miały to być 3 pełne obroty pokrętła, co zajęłoby nam maksymalnie 5 minut. Druga próba poszła nam bezproblemowo. Wykonaliśmy wszystko tak jak zaplanowaliśmy - mówi Łukasz Kędzierski, zastępca lidera drużyny.
Zepół Raptors utrzymał 2. miejsce i ostatecznie studenci z PŁ stanęli na podium. Jest to tym większy duży sukces, ponieważ drużyna po raz pierwszy startowała w zawodach nastawionych na ratownictwo w przestrzeniach przemysłowych. Charakteryzują się one znacznie mniejszą ilością miejsca, co jest dużym utrudnieniem dla konstruowanych przez nich robotów.
- Nasza praca wymaga dużej innowacyjności. Budujemy modułowego robota mobilnego i sprawdzamy jego możliwości podczas zawodów.W Japonii startowaliśmy jeszcze w kategorii Standard Test Method, ale nasz łazik był zbyt duży w stosunku do przygotowanych aren. Wiedzieliśmy, że nie mamy tutaj szans na wygraną, dlatego bardziej skupiliśmy się na pierwszej kategorii. Wykazaliśmy się kreatywnością i technicznym myśleniem, kiedy okazało się, że nie możemy zmierzyć dronami stanu gazów w pojemnikach, do których można było dostać sie tylko na wysokości 2,5 metra. Zamontowaliśmy długą "wędkę" do naszego manipulatora i opuściliśmy czujnik. Druzyna Raptors zawsze da radę - dodaje Marcin Kowalski, mechanik.