Rekrutacja.p.lodz.pl
Wikamp


Fb

Wspomnienia z dawnych lat



Politechnika ruszyła 

„W Łodzi uruchomiono początkowo trzy wydziały, a w ich obrębie wszystkie roczniki. Niektórzy robili tylko pracę dyplomową. Poza nimi byli studenci czwartego, trzeciego, drugiego i pierwszego roku. Stworzenie uczelni technicznej stanowiło ogromne wyzwanie. Nie mieliśmy żadnych terenów, dlatego nasze działania określano mianem „prowizorki”, ponieważ korzystaliśmy z miejsca, które udostępniono nam w różnych szkołach, a nawet przedszkolach. Wtłoczenie się w malutkie krzesełko w przedszkolu stanowiło dla mnie pewien kłopot a notowanie na malutkim stoliczku nie było wcale łatwe. Tym niemniej, po tym okresie mam zachowane bardzo miłe wspomnienia. Cieszyłem się z faktu, że mogę swobodnie studiować. Wydawało mi się to wprost niewiarygodne po ciemnych latach okupacji hitlerowskiej. 
(…) Nie ukrywam jednak, że początki należały do trudnych. Kreda była zła, tablice były kiepskie, ale zapał za to niepowtarzalny. Myślę, że gdyby nie on, jak również pragnienie rozwinięcia szkoły tak, jak sobie wyobrażano, to nie zdołalibyśmy osiągnąć sukcesu. Dawaliśmy z siebie tak dużo, jak tylko mogliśmy, a jednocześnie zyskiwaliśmy równie wiele. Pierwsze lata po wojnie były okresem naprawdę ciężkiej pracy, ale jednocześnie rozhukanego studenckiego życia, które wcale nie różniło się od obecnego.” 

Prof. Michał Jabłoński 

Prace dyplomowe-wizytówki studenta 

Tak naprawdę na Politechnice nie piszę się pracy, lecz się ją robi. To polega na zebraniu literatury oczywiście, ale bardzo często jest to praca eksperymentalna, trzeba zbudować aparaturę. Ja miałem właśnie takie zadanie. Substancje, którymi posługiwałem się w laboratorium, były łatwopalne. Pewnego dnia z małej nieszczelności wybuchł pożar, z interwencją straży pożarnej. Jeszcze do dziś niektóre książki są osmolone – to było naprawdę poważne przeżycie. Gdy wróciłem do domu po tych perypetiach, żona zszokowana nie mogła mnie poznać – byłem zupełnym brunetem. 
Prof. Czesław Strumiłło


Cztery kąty dla żaka 

„Życie studentów, a więc i warunki mieszkaniowe wyglądały zupełni inaczej niż dziś. Pierwszy akademik jaki powstał, budowany przez wszystkie uczelnie dla wszystkich studentów to była Siódemka na Lumumbowie… dawniej ulica nosiła nazwę Bystrzyckiej. Budynek powstał wiosną 1951 roku. Wcześniej kwatery dla studentów były w różnych miejscach – począwszy od domów prywatnych, poprzez jakieś internaty, które, mówiąc szczerze, nie były do tego dostosowane. Nie było żadnych świetlic, nic. Dobrze, że młodzi mieli gdzie głowę położyć… to było naprawdę zupełnie inaczej.”  
Prof. dr Wiesław Kaniewski 


Zaradność studenta nie zna granic…

W miejscu gdzie dziś mamy wydział włókienniczy, dawniej istniała posiadłość pewnego gospodarza, miał sad – śliwy, jabłonie. Gdy studenci mieli czas wolny, a tuż obok było boisko – często zakradali się do owego sadu po owoce… Pies stróżujący w sadzie nie był żadną przestrogą dla dzielnych żaków. Aby unieszkodliwić zwierzaka, pierwszy śmiałek wyskakiwał do sadu i stawiał budę pionowo, wtedy pies, siedząc w budzie, stał na głowie i był zupełnie niegroźny a studenci mogli do woli zajadać się świeżymi owocami, często zielonym i niedojrzałymi. 

Prof. Tadeusz Jackowski 

Przyjemności 

„Koncerty zdarzały się jedynie podczas potańcówek. Za to na PŁ mieliśmy zespół taneczny, chór, orkiestrę, która niestety się rozpadła, ponieważ każdy uważał, że tak dobrze gra, iż próby zespołowe nie są konieczne. Jeśli idzie o tańce, to ja akurat nauczyłem się klasycznych w szkole podstawowej i w czasie studiów królowały tango, fokstrot, walc, później rock’n’roll. Z czasów studenckich pamiętam, że słuchało się piosenki radzieckiej, przebojami były: „Błękitna chusteczka”, „Samotna harmonia”. Ale często chodziłem do filharmonii, opery, bardzo lubiłem też muzykę a zwłaszcza Chopina. Pamiętam jak słynny w owym czasie pianista Władysław Kędra wykonał w „Błękitną rapsodię” Gershwina. Było to dla wszystkich wielkie przeżycie” 
Prof. Jan Krysiński


Inżyniera to jest KTOŚ

Tuż po wojnie technika spełniała bardzo ważne zadanie w odbudowie kraju. Dlatego tak duże znaczenie miało kształcenie inżynierów, których było naprawdę niewielu. Stąd dzisiejsze hasło: „Dziewczyny na politechnikę”, analogicznie brzmiało wówczas „Ludzie na politechnikę”. Wcześniej bowiem to mistrz, majster był szefem i kierował procesem produkcji. Dość szybko zdano sobie sprawę z zapotrzebowaniem na wykwalifikowanych pracowników, a inżynierowie z pewnością należeli do tego elitarnego grona. Dlatego też w okresie, kiedy kończyłem studia, tytuł inżyniera znaczył bardzo wiele i nobilitował osoby, które go posiadały. 
Doc. Ryszard Przybylski
 
(wszystkie wspomnienia pochodzą z "Zeszytów historycznych Politechniki Łódzkiej", zeszyt 9)



Data dodania:2010-04-19
Data aktualizacji2015-01-24

Wprowadzone przez:
Anna Boczkowska

Wydziały I JEDNOSTKI UCZELNIANE